mercredi 26 août 2015

Pociągiem do Cascais


Dzisiaj wybrałam się do Cascais, miejscowości położonej na zachód od Lizbony. Pogoda była słoneczna, więc zabrałam ze sobą kostium i resztę akcesoriów plażowych. Nie przydały się, za to wilgotny ręcznik przemoczył całą zawartość torby, łącznie z nią samą. Pociągiem jechałam trzy razy dłużej niż według rozkładu, a to za sprawą nieoczekiwanej awarii, przez którą staliśmy w szczerym polu chyba 40 minut - bez klimy, z zamkniętymi drzwiami i oknami. Siedziałam w wagonie obok łysego kolesia, który przeglądał na telefonie strony po ukraińsku. Z nudów zagadnęłam go po polsku: dlaczego nie jedziemy?!! Udało nam się odbyć całkiem owocną konwersację w przy użyciu czterech języków. On mówił po ukraińsku i portugalsku, ja po polsku i francusku. Ziomek mieszka w Portugalii od dziesięciu lat. Wcześniej przez piętnaście lat pracował w Polsce, ale nigdy nie nauczył się języka. Ma dwójkę dzieci, córka (l. 24) jest kosmetyczką, syn (l. 19) skończył szkołę i właśnie robi kurs na prawo jazdy. Przez cały pobyt w Portugalii naszkicowałam sobie w głowie tyle interesujących sylwetek ludzi, że mogłabym napisać o tym powieść. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Iwan zaprosił mnie na kawę. Grzecznie odmówiłam i tak rozeszły się nasze drogi.


Jednym z celów tej wycieczki było odwiedzenie Muzeum Pauli Rego. Przed wyruszeniem ściągnęłam na telefon zdjęcia satelitarne trasy (bo przecież nie połapię się z samą mapą) i dzięki temu trafiłam na miejsce bezproblemowo. Jedyną przeszkodą, jak stała na drodze do obejrzenia wystawy, był... brak wystawy, o czym dowiedziałam się dopiero przy kasie biletowej. Trochę rozczarowana, ale nie zniechęcona postanowiłam wybrać się na spacer po malowniczej okolicy.




Nie obejdzie się bez paru zbliżeń na urzekającą florę! Właśnie sprawdziłam i to coś, co przypomina koper zwie się "kowniatkiem morskim".



Na fali fascynacji światem nadmorskiej natury, postanowiłam porobić zdjęcia krabom w zatoczce obok latarni. Pół godziny gimnastykowałam się między ostrymi skałami, żeby porobić ze sto zdjęć, z których może trzy się do czegoś nadają... Na poniższym przynajmniej od razu widać kraba. Na pozostałych trzeba szukać.


Dotarłam do jakichś schodów w dół, gdzie parę ludzi wychylało się za barierkę i robiło zdjęcia. Wyjrzałam, a tam...



...Boca do Inferno. Stamtąd już obrałam kierunek powrotny, ale zanim wsiadłam do pociągu przyszło mi do głowy, żeby kupić jakieś pamiątki. Przed wyjazdem Babcia prosiła mnie, bym kupiła jej figurkę Maryji jak pojadę do Fatimy. Oczywiście, nie miałam w ogóle w planach wycieczki w te okolice - nie tylko przez względy światopoglądowe, ale również dlatego, że w Fatimie nie ma absolutnie nic ciekawego do roboty, co potwierdziły opinie kilku moich portugalskich znajomych. Na szczęście pamiątki ze wszystkich zakątków Portugalii były do nabycia w małych sklepikach w centrum miasta. Figurka z Fatimy? Z Cascais? Ostatecznie i tak pewnie z Chin.
Współlokatorka Holenderka okazała się być Niemką. Jest bardzo miła. Dzisiaj z nudów wyszorowała kuchenkę gazową, chociaż w tym tygodniu była moja kolej. Mogłaby jeszcze poodkurzać w salonie, żeby Francuz miał to z głowy.

Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire