jeudi 17 décembre 2015

Strasburg - miasto Świąt Bożego Narodzenia

Dawno nie pisałam! Dużo roboty w szkole, w większości żmudnej i niepotrzebnej... Ostatnio praktycznie wyzbyłam się życia społecznego na rzecz pracy nad portfolio. Ciągle myślę o przyszłorocznym wyjeździe na praktyki do Portugalii...
Parę tygodni temu przyjechał do mnie w gości kolejny znajomy poznany w Lizbonie, z pochodzenia Czech. Utrzymywaliśmy ze sobą kontakt poprzez korespondencję mejlową, której sporą część stanowiły moje rozpaczliwe narzekania na akademik i dziwny program studiów. W końcu umówiliśmy się, że odwiedzi mnie pod koniec listopada i zatrzyma się tu na cztery dni. Przez szkołę nie mogłam niestety towarzyszyć mu przy zwiedzaniu Metz, za to w weekend wybraliśmy się na wycieczkę do Strasbourga. Pociągi we Francji są bardzo drogie, dlatego żeby zaoszczędzić na transporcie skorzystaliśmy se strony Blablacar. Było to bardzo trafne rozwiązanie. W jedną stronę wiózł nas Francuz, a w drugą... Portugalczyk! Jadąc z samego rana do Strasburga byliśmy jeszcze trochę senni, natomiast wracając, pomimo zmęczenia dużo rozmawialiśmy z kierowcą, synem jakichś Portugalskich dyplomatów, który mieszkał do tej pory już w kilku krajach Europy.
Sam Strasburg bardzo mi się podobał. Korzystając z okazji zaciągnęłam kolegę do muzeum sztuki średniowiecznej i galerii sztuki nowoczesnej, gdzie jako studentka kierunku artystycznego miałam wstęp zupełnie za darmo! Po drodze mijaliśmy pięknie udekorowane na Święta domy.





Na ostatnim zdjęciu to nie kościół, nie katedra, a... budynek liceum. Spacerowaliśmy kilka dobrych godzin po centrum miasta. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie ten okropny mróz! Ale my się zimy nie boimy. Bobry (szczury?), jak na załączonym obrazku widać, też nie.


W sobotę wracam do domu na Święta. Już nie mogę się doczekać. Wreszcie czysty prysznic i własna pralka, hurra!... A przede wszystkim czekają na mnie rodzina i znajomi, za którymi bardzo się stęskniłam.


dimanche 1 novembre 2015

Metz i Luksemburg jesienią

Tydzień temu wpadł do mnie kolega z Australii poznany jeszcze podczas mojego pobytu w Lizbonie. Do ostatniej chwili nie wierzyłam w to, że przyjedzie. Bardzo się cieszyłam, kiedy odbierałam go z dworca w Metz! Z okazji jego przyjazdu postanowiłam zrobić sobie tydzień wolnego od szkoły. Myślałam, że przynajmniej parę razy zabiorę go na zajęcia, ale przez te kilka dni byliśmy tak leniwi... Jednego dnia zdarzyło mi się nawet ani razu nie wyjść na zewnątrz. Na szczęście gość pomagał mi w robieniu zakupów i ogarnianiu bałaganu w pokoju. Wybraliśmy się na parę dłuższych spacerów po okolicy. Jak widać na zdjęciach, jesień zawitała w Metz na dobre...



W środę zaplanowaliśmy dwudniowy pobyt w Luksemburgu, dokąd udaliśmy się pociągiem. Podróż z Metz trwała bardzo krótko, bo niecałą godzinę. Zresztą wystarczy spojrzeć na mapę, by przekonać się, jak blisko od siebie położone są te miejscowości. Na miejscu obejrzeliśmy Katedrę Notre-Dame i stałą ekspozycję w Muzeum Historii Sztuki. Luksemburg to miasto położone nad dwoma rzekami. Nad dolinami zbudowane są długie mosty, z których zobaczyć można wiele pięknych widoków na okolicę.



Bardzo miło będę wspominać wizytę Australijczyka. Mam nadzieję, że nie było to nasze ostatnie spotkanie. Pod koniec listopada odwiedza mnie kolejna osoba zapoznana na wakacjach w Portugalii - tym razem Czech. Zamierzamy wybrać się na wspólne zwiedzanie Strasburga. W planach mam też wizytę u mojej byłej współlokatorki z Lyon, z którą mieszkałam w czasie pobytu na stażu wakacyjnym. Tego lata zawiązałam kilka naprawdę wartościowych znajomości i fajnie, że udaje mi się je podtrzymywać!

samedi 10 octobre 2015

Głodująca artystka


Przed chwilą zjadłam mój pierwszy posiłek od ostatnich dwudziestu czterech godzin. Ostatnio wszystkim przejmuję się bardziej niż zaspokajaniem moich potrzeb fizjologicznych.
W czwartek odbył się wieczór integracyjny dla pierwszo- i drugorocznych. Motywem przewodnim była "Podróż do przyszłości". Wszyscy mieli mega-odjechane stroje ufoludków, kosmonautów, szalonych naukowców... Ja do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy powinnam przyjść. Dobrze, że jednak dałam się namówić koordynatorce. Na początku trochę tańczyliśmy w szkole, dla pierwszego roku zorganizowano konkurs na króla i królową balu...



Każdy z drugiego roku, w tym ja, miał przydzielony numer. Pierwszoroczni musieli losować swojego "opiekuna", który od tej pory do końca roku będzie dla nich miły i pomocny. Po paru minutach odnalazł mnie chłopak w kolorowej peruce, który miał przy sobie pistolet na wodę wypełniony rumem. Trochę potańczyliśmy, po czym całą ekipą przenieśliśmy się do pubu w centrum miasta. Szliśmy tak w sześćdziesiąt osób, większość nadal w przebraniach, wrzeszcząc na całą ulicę: ÉSAL! ÉSAL! (bo tak się nazywa nasza szkoła). W pubie dostaliśmy kupony na piwo, które smakowało okropnie... Odstąpiłam je swojemu "podopiecznemu", a sama zamówiłam tzw. vodka ice. To tej pory sądziłam, że vodka ice to po prostu wódka z lodem. Nic bardziej mylnego. W cenie 4,90€ otrzymałam turkusowy napój o smaku cytrynowego schweppsa, w którym nie było czuć ani wódki, ani lodu. Pijąc na pusty żołądek, spodziewałam się po tej dawce co najmniej zawrotów głowy. Po skończeniu drugiego drinka nie czułam nawet lekkiego kołowania, za to trochę rozbolał mnie brzuch. Odszukałam płaszcz, następnie pożegnałam się z towarzystwem i wróciłam do akademika.
W szkole jest strasznie ciężko... Czuję się, jakbym studiowała wszystkie kierunki ASP naraz: malarstwo, grafikę, rzeźbę, intermedia, animację kultury, a nawet edukację artystyczną. Dużo jest przedmiotów kompletnie niezwiązanych z moim kierunkiem. Właściwie zastanawiam się, czy wykłady o "dźwięku", na których profesor każe nam wstać, złapać się za głowę i krzyczeć mają cokolwiek wspólnego z jakąkolwiek dziedziną akademicką. Na przedmiocie pt. "Kultura wizualna" ostatnio obejrzeliśmy taki oto teledysk.



W sumie, lepsze cycki niż Justin Bieber, którego oglądaliśmy dwa tygodnie temu. Wykłady te prowadzi młody facet, kubek w kubek Karim Benzema. Jest spoko, ostatnio nawet zgodził się, żebym oddawała mu prace pisemne napisane w języku angielskim. Na zajęciach z grafiki projektowej mieliśmy wykład o plakatach filmowych. Jaka duma mnie rozpierała, widząc, że połowa grafik pokazanych na prezentacji pochodziła od polskich artystów!
Jakkolwiek staram się nadążać za swoimi rozlicznymi przedmiotami, raczej nie uda mi się mieć dobrych ocen ze wszystkich. Są cztery na których mi zależy: malarstwo, rysunek, grafika warsztatowa i projektowa. Nie obrażę się o słabą ocenę z instalacji, rzeźby, fotografii i tych dziwnych przedmiotów teoretycznych...

mercredi 30 septembre 2015

Flu outbreak in Metz

Weakened by my poor diet and the ever-changing weather conditions, I obviously got affected by the autumn pandemic of influenza. The fever has gone away, but I still feel mildly debilitated. What better time to write a blog post?
My second week of school has been going alright. I'm getting used to the environment, talking to people, meeting my professors. So far I've only encountered some minor problems with French being the language of instruction. In fact, most troubles emerge only after I try to speak English. I made a mistake of using an English phrase while talking to my drawing teacher, who immediately assumed I couldn't speak a word of French. He summoned a poor French girl to come over and translate what he wanted to say. Of course, I could perfectly understand what he meant, yet I found listening to both of them too entertaining to interrupt. Cruel, maybe, but I bet these French people feel the same about my attempts to articulate something using their wicked language.
The English course shall be fun, I presume. During this week's class we got to introduce ourselves to the teacher, who originally comes from Turkey. Some students were shy as they spoke, but there were quite a few who could say more than a brief introduction.
Yesterday's drawing class got me a bit disappointed in some of the students' skills... No, really. Compared to people from my study group in Gdańsk, their technique is at a relatively low level (on average, 'cause I've seen a few good ones too).
What really annoys me about this school is the overloaded timetable. In high school I aqcuired the infamous habit of skipping classes, unless presence is highly demanded. During my second semester of studies in Gdańsk, I didn't go to a single lecture about history of modern art and totally got away with it. Not to mention the fact that I hardly if ever came to school on Fridays. I attended painting classes every two weeks, just to show what I had done at home or to greet my lovely professor. I would spend roughly 10 to 12 hours per week at school and do assignments at home. In Metz all teachers stress that presence during classes is compulsory and has a significant influence on the final grade. As a result, I need to stay at school for no less than 8 up to 10 hours, which is absolute madness. I generally like to work in solitude, when there is no noise, no one to watch me from behind. Hopefully the quality of my work will make up for frequent absence, because I can't afford to spend time in classrooms if I can do the same thing at a prefered environment.
I'm going to take a nap. Tomorrow I definitely have to come to school, so I need to be well rested. Yesterday I must have given the flu to at least five people. The French should really reconsider their habit of greeting people with kisses, especially at this time of the year.

dimanche 27 septembre 2015

Crash test

Salut! Właśnie minął mój pierwszy tydzień szkoły. Od wtorku do czwartku prowadzone były warsztaty, podczas których pracowaliśmy grupowo nad różnymi, przedziwnymi projektami. W ciemno zapisałam się na zajęcia pod tytułem "Crash test". Długo by tłumaczyć, na czym to polegało, zwłaszcza, że sama do tej pory nie bardzo rozumiem... Razem z koleżanką przez trzy dni pracowałyśmy intensywnie nad projektem, który co chwila okazywał się nietrafiony. Na koniec koleżanka trochę przejęła inicjatywę i wspólnie doprowadziłyśmy ten twór do formy ostatecznej, którą zaprezentowałyśmy podczas wystawy wieńczącej warsztaty. Póki co, rzuciła mi się w oczy jedna różnica między ASP w Gdańsku a szkołą w Lorraine. Podczas gdy u nas ważniejsze jest wykonanie niż pomysł, tutaj jest zupełnie na odwrót - najpierw filozofia, potem wrażenia estetyczne. Osobiście nie jestem zwolenniczką takiego podejścia, ale może dzięki temu nauczę się czegoś nowego...





Zbliżenia na nasz tajemniczy projekt. Pozostawiam dowolność interpretacji. Spodobała mi się przestrzeń wystawiennicza w tej szkole. Wolę naturalne światło od sztucznego, które zazwyczaj spotyka się w galeriach. Za wielkimi oknami roztacza się widok na esplanadę przed budynkiem.


Dzisiaj spotkałam się znowu z koleżanką Rumunką. Był to zarówno początek jak i koniec mojej socjalizacji w ten weekend. Wracając do akademika, natknęłam się na sąsiada, który wreszcie odpowiedział mi na "cześć"! Jestem w stanie zrozumieć, że nie bardzo miał ochotę na pogawędki, kiedy mijaliśmy się na korytarzu z rolkami papieru toaletowego w dłoniach. Tym razem przedstawił się i zaoferował pomoc w razie potrzeby. Niebawem chyba rzeczywiście będę musiała się do niego zwrócić z prośbą o udostępnienie lodówki. Moja nadal nie została naprawiona.

dimanche 20 septembre 2015

Metz - wymiana zagraniczna z elementami survivalu

W środę przyjechałam z tatą samochodem do Metz. Przed wyjazdem pół dnia błagałam mamę, żeby nie pakowała mi więcej rzeczy. Francja to przecież cywilizowany kraj, mają w akademikach wspólne garnki, naczynia, sztućce i kołdry! No dobra, to się może przydać, ale papier toaletowy?! Naprawdę?! Cóż... Mamo, zwracam honor. We wszystkie z wyżej wymienionych rzeczy musiałam zaopatrzyć się na miejscu. Pomogła mi w tym tutejsza niezawodna koordynatorka wymiany międzynarodowej, która w piątek przekazała mi dwie wielkie torby z rzeczami niezbędnymi do przetrwania tego semestru na kampusie Saulcy. Przez ostatnie kilka dni spacerowałam po okolicy, a dziś poznałam dziewczynę z akademika, która przyjechała tu na Erasmusa z Rumunii. Mówiła, że jest w Metz już drugi raz - widocznie musiało jej się spodobać za pierwszym. Jedyne, na co narzekała, to jej poprzedni akademik. Podobno to, co mamy tutaj to luksus! W takim razie pozostaje mi cieszyć się z tego, co mam...
Metz to całkiem ładne miasto. Jest tu dużo zabytkowej architektury i zieleni. Jeszcze nie zwiedziłam wszystkiego. Mam czas.





mardi 15 septembre 2015

Arkowcy, Arkowcy...


W niedzielę byłam na meczu Arki Gdynia z Miedzią Legnica. Wynik 2:0 dla nas! Hurra! Trochę jednak popsuły mi rozrywkę te ksenofobiczne wstawki rozbrzmiewające na trybunach. Nie mam zamiaru, za przeproszeniem, "j*bać islamu" ani skandować "biała Polska - narodowa". Ciekawe, jak to drugie ma się do faktu, że w tym samym czasie po boisku biegał Brazylijski napastnik, Marcus da Silva. Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz kiedy usłyszałam treści rasistowskie na stadionie Arki. Kibole tak przejęci byli szkalowaniem muzułmanów, że ani razu nie obrazili wiadomego klubu piłkarskiego z Gdańska. To dopiero kryzys.