Przed chwilą zjadłam mój pierwszy posiłek od ostatnich dwudziestu czterech godzin. Ostatnio wszystkim przejmuję się bardziej niż zaspokajaniem moich potrzeb fizjologicznych.
W czwartek odbył się wieczór integracyjny dla pierwszo- i drugorocznych. Motywem przewodnim była "Podróż do przyszłości". Wszyscy mieli mega-odjechane stroje ufoludków, kosmonautów, szalonych naukowców... Ja do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy powinnam przyjść. Dobrze, że jednak dałam się namówić koordynatorce. Na początku trochę tańczyliśmy w szkole, dla pierwszego roku zorganizowano konkurs na króla i królową balu...
Każdy z drugiego roku, w tym ja, miał przydzielony numer. Pierwszoroczni musieli losować swojego "opiekuna", który od tej pory do końca roku będzie dla nich miły i pomocny. Po paru minutach odnalazł mnie chłopak w kolorowej peruce, który miał przy sobie pistolet na wodę wypełniony rumem. Trochę potańczyliśmy, po czym całą ekipą przenieśliśmy się do pubu w centrum miasta. Szliśmy tak w sześćdziesiąt osób, większość nadal w przebraniach, wrzeszcząc na całą ulicę: ÉSAL! ÉSAL! (bo tak się nazywa nasza szkoła). W pubie dostaliśmy kupony na piwo, które smakowało okropnie... Odstąpiłam je swojemu "podopiecznemu", a sama zamówiłam tzw. vodka ice. To tej pory sądziłam, że vodka ice to po prostu wódka z lodem. Nic bardziej mylnego. W cenie 4,90€ otrzymałam turkusowy napój o smaku cytrynowego schweppsa, w którym nie było czuć ani wódki, ani lodu. Pijąc na pusty żołądek, spodziewałam się po tej dawce co najmniej zawrotów głowy. Po skończeniu drugiego drinka nie czułam nawet lekkiego kołowania, za to trochę rozbolał mnie brzuch. Odszukałam płaszcz, następnie pożegnałam się z towarzystwem i wróciłam do akademika.
W szkole jest strasznie ciężko... Czuję się, jakbym studiowała wszystkie kierunki ASP naraz: malarstwo, grafikę, rzeźbę, intermedia, animację kultury, a nawet edukację artystyczną. Dużo jest przedmiotów kompletnie niezwiązanych z moim kierunkiem. Właściwie zastanawiam się, czy wykłady o "dźwięku", na których profesor każe nam wstać, złapać się za głowę i krzyczeć mają cokolwiek wspólnego z jakąkolwiek dziedziną akademicką. Na przedmiocie pt. "Kultura wizualna" ostatnio obejrzeliśmy taki oto teledysk.
W sumie, lepsze cycki niż Justin Bieber, którego oglądaliśmy dwa tygodnie temu. Wykłady te prowadzi młody facet, kubek w kubek Karim Benzema. Jest spoko, ostatnio nawet zgodził się, żebym oddawała mu prace pisemne napisane w języku angielskim. Na zajęciach z grafiki projektowej mieliśmy wykład o plakatach filmowych. Jaka duma mnie rozpierała, widząc, że połowa grafik pokazanych na prezentacji pochodziła od polskich artystów!
Jakkolwiek staram się nadążać za swoimi rozlicznymi przedmiotami, raczej nie uda mi się mieć dobrych ocen ze wszystkich. Są cztery na których mi zależy: malarstwo, rysunek, grafika warsztatowa i projektowa. Nie obrażę się o słabą ocenę z instalacji, rzeźby, fotografii i tych dziwnych przedmiotów teoretycznych...